KWARANTANNA
I
stało się, epidemia dotarła do Polski. Z dnia na dzień zamknięte szkoły,
uczelnie, w pracy też nie jesteśmy już mile widziani. Imprezy masowe odwołane,
zamykają się kina, centra handlowe, muzea, restauracje. W jednej chwili świat
zamiera. Ale to jedyna opcja, aby uporać się z wirusem iście królewskim
(kurewskim mógłby ktoś rzec): zamrozić Polskę. Bardzo rozsądna decyzja, jednak
stan bardzo dziwny. Wchodzisz do sklepu i boisz się oddychać. Każdy patrzy na ciebie
spod byka, jakbyś tu przyszedł wszystkich pozarażać, bezpieczna odległość jest
więc zachowana. Ironiczne spojrzenia na twój koszyk pełen zapasów mąki, jajek i
papieru toaletowego, a wszyscy jutro polecą zrobić to samo, bo „co jeśli
zabraknie?”. Tutaj włącza się instynkt przetrwania, to nie są przelewki. I niby
śmiesznie to wszystko brzmi, ale śmieją się tylko ci, którzy nie zdają sobie sprawy
z powagi sytuacji. A stan jest poważny, bo kto z nas lubi być przymusowo zamknięty
w domu, niepewien tego, co będzie jutro. To, że wirus zagraża tylko określonej
grupie osób, nie oznacza wcale, że nie wpływa na komfort życia nas wszystkich. Co
tu zrobić chociażby z dziećmi, gdy nagle wszyscy siedzą sobie na głowie. Do
dziadków ich zawieźć nie można, broń Boże. A kiedy „Mamo, a co porobimy?”
dzwoni w uszach już po raz trzeci tego samego dnia, sprawy się komplikują.
„Teraz jesteśmy w szkole, a po południu pójdziemy na spacer.” „Ja wcale nie
jestem w szkole i nie chcę iść na żaden spacer, mogę usiąść do Simsów?”. I tak
w dzień dzień. Jeden rodzic machnie ręką dla własnej wygody, drugi będzie się
starał dziecko jakoś stymulować. Może coś razem ugotują czy pograją w
planszówki. Chwała mu za to. Kwarantanna bowiem, może być bardzo oczyszczająca.
Dla mnie jest przynajmniej. Czuję się bardziej zjednoczona z całym światem niż
kiedykolwiek. Doceniam również wartość codzienności, która teraz została mi
odebrana, z rozczuleniem wspominam niespieszne wizyty w Lidlu czy na siłowni. Z
drugiej strony jednak celebruję nowy styl życia. Odcięta od świata i
obowiązków, czuję się wolna jak nigdy dotąd. Budzę się wcześnie rano, sprzątam,
gotuję, uczę się, czytam. Teraz nikt nie mówi mi co i kiedy mam robić. Wszystko
zależy ode mnie. Staram się wykorzystać ten czas na refleksję i powrót do
korzeni. Piekę więc domowe chipsy i częściej sięgam po telefon, dzwonię i
pytam: „Jak tam kwarantanna?”.