piątek, 13 marca 2020

Cześć po długiej przerwie :)


 KWARANTANNA



I stało się, epidemia dotarła do Polski. Z dnia na dzień zamknięte szkoły, uczelnie, w pracy też nie jesteśmy już mile widziani. Imprezy masowe odwołane, zamykają się kina, centra handlowe, muzea, restauracje. W jednej chwili świat zamiera. Ale to jedyna opcja, aby uporać się z wirusem iście królewskim (kurewskim mógłby ktoś rzec): zamrozić Polskę. Bardzo rozsądna decyzja, jednak stan bardzo dziwny. Wchodzisz do sklepu i boisz się oddychać. Każdy patrzy na ciebie spod byka, jakbyś tu przyszedł wszystkich pozarażać, bezpieczna odległość jest więc zachowana. Ironiczne spojrzenia na twój koszyk pełen zapasów mąki, jajek i papieru toaletowego, a wszyscy jutro polecą zrobić to samo, bo „co jeśli zabraknie?”. Tutaj włącza się instynkt przetrwania, to nie są przelewki. I niby śmiesznie to wszystko brzmi, ale śmieją się tylko ci, którzy nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji. A stan jest poważny, bo kto z nas lubi być przymusowo zamknięty w domu, niepewien tego, co będzie jutro. To, że wirus zagraża tylko określonej grupie osób, nie oznacza wcale, że nie wpływa na komfort życia nas wszystkich. Co tu zrobić chociażby z dziećmi, gdy nagle wszyscy siedzą sobie na głowie. Do dziadków ich zawieźć nie można, broń Boże. A kiedy „Mamo, a co porobimy?” dzwoni w uszach już po raz trzeci tego samego dnia, sprawy się komplikują. „Teraz jesteśmy w szkole, a po południu pójdziemy na spacer.” „Ja wcale nie jestem w szkole i nie chcę iść na żaden spacer, mogę usiąść do Simsów?”. I tak w dzień dzień. Jeden rodzic machnie ręką dla własnej wygody, drugi będzie się starał dziecko jakoś stymulować. Może coś razem ugotują czy pograją w planszówki. Chwała mu za to. Kwarantanna bowiem, może być bardzo oczyszczająca. Dla mnie jest przynajmniej. Czuję się bardziej zjednoczona z całym światem niż kiedykolwiek. Doceniam również wartość codzienności, która teraz została mi odebrana, z rozczuleniem wspominam niespieszne wizyty w Lidlu czy na siłowni. Z drugiej strony jednak celebruję nowy styl życia. Odcięta od świata i obowiązków, czuję się wolna jak nigdy dotąd. Budzę się wcześnie rano, sprzątam, gotuję, uczę się, czytam. Teraz nikt nie mówi mi co i kiedy mam robić. Wszystko zależy ode mnie. Staram się wykorzystać ten czas na refleksję i powrót do korzeni. Piekę więc domowe chipsy i częściej sięgam po telefon, dzwonię i pytam: „Jak tam kwarantanna?”.